Czterdzieści lat minęło .....
Wywiad z księdzem kanonikiem Władysławem Bodzkiem zamieszczony w tygodniku "Myśl Społeczna" z 31 stycznia 1965 roku
W Skomielnej Białej - wsi społeczników
"Z księdzem Władysławem Bodzkiem spotkałem się w lokalu Wojewódzkiego Zarządu Zrzeszenia Katolików Caritas w Krakowie. Podczas rozmowy dowiedziałem się, że buduje on nowy kościół w Skomielnej Białej. Ksiądz Kanonik zaprosił mnie do odwiedzenia Skomielnej i przyjrzenia się na miejscu budowie świątyni. Wspólna podróż sprzyjała rozmowie. Ks. kanonik zaczął opowiadać o swej parafii.
- Do Skomielnej Białej przysłał mnie ksiądz arcybiskup Sapieha, ówczesny ordynariusz archidiecezji krakowskiej, w roku 1942. Zawsze to człowiek jedzie z pewnym niepokojem do nowej miejscowości, w nieznane, gdzie przecież musi organizować życie na nowo. Skomielną zastałem częściowo zniszczoną – spalony zabytkowy kościół, z wielu zagród sterczały tylko kikuty kominów wypalonych domów. To Niemcy w dniu 3 września 1939 roku tak zemścili się na wiosce, w której wojsko, wraz z miejscową ludnością stawiało dwudniowy opór nawale hitlerowskiej.
Zaciekawiony pytam: - jak to, ludność miejscowa walczyła z regularną armią najeźdźców?
– Tak rzeczywiście parafianie szczegółowo opowiadali mi o tamtych dniach – mówi ks. Bodzek. – Skomielna Biała znajdowała się na linii obrony. Okolica ta była ufortyfikowana, w prawdzie za słabo na dłuższy opór. Wojska też było za mało. Inż. Różycki nadzorujący budowę drogi Kraków – Zakopane, zdobył broń, w którą uzbroił swoich robotników i miejscowych chłopów. Ta cywilna armia jak mogła tak wspierała w walce znajdujące się tam oddziały wojska polskiego. Wszyscy zaś mieszkańcy pomagali w wykonywaniu umocnień fortyfikacyjnych. W Skomielnej Białej znajdował się sztab obrońców, a wieża kościelna służyła za punkt obserwacyjny. Z tego też powodu Niemcy, po wkroczeniu 3 września 1939 roku, z zemsty za stawiany opór spalili część wioski i kościół. Z dymem poszła zabytkowa świątynia z 1776 roku wraz ze znajdującym się w niej pięknym ołtarzem z XV wieku i całym bogatym sprzętem liturgicznym.
- Mój poprzednik, jeszcze w pierwszych latach okupacji, wybudował na miejscu spalonego kościoła małą kapliczkę, w której do dziś odprawiają się nabożeństwa. - Dopiero po wyzwoleniu Skomielna Biała zatętniła nowym życiem. Mieliśmy przed sobą dużo do zrobienia. Nasza wioska pod względem rolniczym jest uboga. Gospodarstwa u nas to przeważnie od 1 do 3 hektarów niezbyt urodzajnej gleby, tak, jak to na Podkarpaciu. Bodajże tylko dwóch rolników gospodarzy na 5 hektarach. Nic też dziwnego, że moi parafianie szukają pracy poza Skomielną. Niemal wszyscy są dobrymi rzemieślnikami. Z pracą nie ma kłopotów. Zatrudnienie znajdują w Nowym Targu, Myślenicach, Rabce czy też Jordanowie. To połączenie pracy w mieście z uprawą roli stworzyło dobre warunki ekonomiczne dla naszych mieszkańców.
Elektryczność i drogi
- W czasie sezonu letniego do wioski przyjeżdża wielu letników. Ładne położenie Skomielnej Białej u podnóża góry Lubonia Małego, z pięknym widokiem na Tatry przyciąga na wypoczynek wiele osób z Krakowa, ze Śląska a nawet ze stolicy. - Dziś nasza wioska należy do zamożniejszych na Podkarpaciu. W każdym domu znajduje się radio i pralka elektryczna, a piętnastu mieszkańców posiada telewizory. Cała młodzież uczęszcza do szkół, a wielu z nich studiuje na wyższych uczelniach. - Wspomniałem o elektryczności. Muszę więc powiedzieć, że moi parafianie to naprawdę społecznicy.
Trzeba ich tylko zachęcić do dobrego czynu, a nie żałują wysiłku ani nawet pomocy finansowej. Tak też było z elektryfikacją u nas.
- W roku 1953 uradzili, że trzeba zelektryfikować wioskę, bo to przecież wielka wygoda w życiu codziennym. Co zadecydowali, to i zrobili. W przeciągu roku w czynie społecznym i systemem gospodarczym zaprowadzili elektryczność w całej Skomielnej Białej. Przedsięwzięcie to było przecież niełatwe. Nasza wioska jest rozrzucona w promieniu kilku kilometrów. Składa się ona z 28 „ról”, czyli takich skupisk, w skład których wchodzi po kilka zabudowań gospodarskich. Dziś moi parafianie z dumą mówią, że Skomielna Biała jest pierwszą zelektryfikowaną wioską w województwie krakowskim.
- Najtrudniej, panie redaktorze, to coś zacząć robić. Jak ludzie zobaczą wyniki swej pracy, to nabierają chęci do dalszych czynów. Następną akcją społeczną w naszej wsi była budowa dróg. I znów w czynie społecznym wybudowaliśmy dwie drogi o twardej nawierzchni. Dziś do każdej części, do każdej „roli” w naszej wiosce jest dobry dojazd, niezależnie od pory roku.
Jedni dali działki inni nie żałują wysiłku budując kościół.
- Nasza kapliczka – opowiada ks. Bodzek – która służy za kościół parafialny po spaleniu tego, o którym mówiłem, jest bardzo ciasna.
Parafia nasza liczy około 2000 dusz, a do kościoła przychodzą też ludzie z wiosek należących do sąsiednich parafii w Jordanowie, Łętowni i Skawie. Tu do nas mają bliżej. Narzekali więc moi parafianie, że sąsiedzi mają ładne i duże kościoły, a my musimy mieścić się w małej kapliczce.
Wciąż wspominali, że kościół spalili im Niemcy za ich patriotyczną postawę. Uradzono wspólnymi siłami wybudować nowy kościół. Jeszcze w 1945 roku dogadali się Łopatowie, Kowalczykowie, Gackowie i Kołpakowie i swoje małe działki przeznaczyli pod nowy kościół. Przez kilka lat opracowywano projekt nowej świątyni. Najpierw założenia wstępne przygotował Józef Gałęziowski, prof. Akademii Sztuk Plastycznych w Krakowie. Następnie Adam Mściwujewski, profesor historii sztuki na Politechnice Krakowskiej zrobił projekt ogólny. Szczegółowy plan budowy wykonał inż. Witold Gęckiewicz.
- Zaprojektowano – mówi ksiądz kanonik – kościół murowany z zachowaniem jednak elementów zakopiańskich. Długość jego wynosi 36m a szerokość 18, w kształcie krzyża, którego ramiona tworzą dwie boczne nawy. Do budowy zastosowano elementy żelbetonowe.
- W 1957 roku, po zatwierdzeniu planów i uzyskaniu zezwolenia od władz, przystąpiliśmy do budowy. I znów niemal wszystkie prace wykonujemy w czynie społecznym. Każdego dnia przychodzą ludzie z kilku „ról”.
Poza architektem i kierownikiem budowy, wszystkie prace wykonują parafianie, a mamy u siebie dobrych fachowców, murarzy, zbrojarzy, cieśli i kamieniarzy.
- Nie żałują oni wysiłku. Kiedyś podczas betonowania stropu, roboty trwały bez przerwy przez 73 godziny. Ludzie się tylko zmieniali, a pracy nie można było przerwać. - Praca trwa prawie cały rok, oczywiście z różnym natężeniem – opowiada ksiądz kanonik. W czasie mrozów roboty ustają. W okresie żniw też mało się robi. Każdy przecież ma do zrobienia na swoich zagonach. Poza tymi okresami roboty przy budowie trwają.
- A jak dajecie sobie radę z materiałami na budowę? – pytam.
- O, z tym nie mamy kłopotów. Dostajemy przydziały z Wojewódzkiej Rady Narodowej w Krakowie. W załatwieniu spraw związanych przydziałem cementu, cegły i żelaza bardzo pomaga nam ksiądz Jan Osadziński, prezes Wojewódzkiego Zarządu Zrzeszenia Katolików Caritas.
Mają klub myślą o basenie.
Zbliżamy się do celu podróży. Zjeżdżając piękną szosą z Lubonia Małego witają nas ładne, czyste domki w stylu zakopiańskim. Na jednym z nich widnieje napis „Klubo-kawiarnia”. Ksiądz kanonik mówi, że w tym domu Franciszka Biernata, który jest głównym propagatorem czynów społecznych we wsi, mieściła się niegdyś szkoła. Po wybudowaniu nowego gmachu szkolnego, w dawnych izbach szkolnych urządzono tę właśnie „Klubo-Kawiarnię”.
Zorganizowano tu bibliotekę, zainstalowano radio z adapterem i telewizor. Dziś młodzież ma tu swoje miejsce spotkań, w którym w sposób kulturalny przy czarnej kawie i muzyce może spędzać wolne chwile.
Jesteśmy na miejscu. Kościół jaśniejący czerwienią cegły jest już przykryty spadzistym, zakopiańskim dachem. Nad wejściem do nowej budowli pnie się ku górze wieża kościelna, która ma być znacznej wysokości. Na terenie budowy krzątają się mężczyźni w waciakach – to budowniczowie ze Skomielnej. Z ożywieniem zdają księdzu proboszczowi relacje z dzisiejszych prac. Wszystko idzie pomyślnie, ale trzeba się śpieszyć aby przed nadchodzącymi mrozami położyć stropy na najwyższym piętrze wieży. Wspólnie oglądamy dotychczasowe osiągnięcia. Wszędzie rusztowania, spod których wydostaje się świeży mur ścian, czy też beton kasetonowego sklepienia. Już nawet okna zajęły swe miejsca w wysokich framugach.
- Tu będzie zakrystia, a po przeciwnej stronie prezbiterium, kopulasta kapliczka – opowiada towarzyszący nam Franciszek Biernat. Tam znów umieściliśmy otwory pod centralne ogrzewanie. W nowym kościele człowiek w zimie nie będzie tupaniem rozgrzewał nóg. Wszyscy zapewniają, że przez lato 1965 roku zakończy się prace przy budowie murów kościoła. Pozostaną tylko roboty wykończeniowe wnętrza, a w 1966 roku, na zakończenie obchodów milenijnych w nowej świątyni będą już odprawiać się nabożeństwa. Z podziwem patrzę na tych ludzi, którzy oprócz zajęć zawodowych nie szczędzą sił na prace społeczne dla swej wsi. Zrobili już wiele. Myślę o tym, co będzie następnym obiektem ich społecznego wysiłku. Widocznie odgadli moją myśl, gdyż tenże Biernat mówi: - jak wybudujemy kościół , a nawet już w tym roku, chcemy przystąpić do nowej akcji. We wsi musimy wybudować basen kąpielowy, aby wczasowicze mogli przyjemniej spędzać pobyt w naszej wiosce".
Tekst i foto: Stanisław Piekarski - 1965
Przedruk tedd55 - styczeń 2005